Zapraszamy do lektury trzeciego z serii artykułów przybliżających sytuację w Białorusi. Nasz znakomity przewodnik Danila Plisau tym razem pisze o protestach roku 2020.
W ramach cyklu ukazały się dotychczas:
O dyktaturze Łukaszenki mówią, że istnieje ponad trzydzieści lat. Zarówno w przekazie medialnym jak i w głowie przeciętnego odbiorcy jawi się jako zjawisko stałe i nie poddające się zmianom, słowem reżim odlany z betonu. Takie postrzeganie jest naturalne i bywa niezawodne w codziennym życiu — dla przykładu nie zwracamy uwagi na nieustanne wymienianie się komórek naszego ciała, które dziś zdaje się dokładnie takie samo, jakim było wczoraj. Istotne zmiany zauważymy dopiero w perspektywie lat.
Mimo, że państwa i systemy polityczne często są porównywane właśnie z żywym organizmem, rzadko kiedy doprowadza to do wyjaśnienia tej złożonej zmienności obu tych podmiotów. Bywa także odwrotnie — tworzy się pojęcia klasyfikujące reżimy polityczne, aby następnie taką Białoruś wpisać do listy dyktatur. Dla przeciętnego odbiorcy to kończy sprawę czyniąc ją wyjaśnioną. Jeśli jednak przyjrzymy się bliżej dyktaturze Łukaszenki, to się okaże, że przeciętny Białorusin/Białorusinka w przęciągu tych trzydziestu lat miała do czynienia z przynajmniej trzema bardzo różnymi Łukaszenkami w zależności od okresu, o którym szłaby rozmowa. W poprzednich artykułach cyklu, zwłaszcza w pierwszym, już krótko opisałem jak przekształcał się reżim i jego ideologia ze względu na cele prezydenta oraz zewnętrzne i wewnętrzne uwarunkowania. Jednak nie poruszyłem dotychczas tematu zmian wywołanych kryzysem politycznym w 2020 roku.
Wszystko wskazuje na to, że wybory prezydenckie w 2020 roku miały się odbyć według klasycznego scenariusza władzy. Wraz z Łukaszenką do wyborów miało zostać dopuszczonych kilku kandydatów faktycznie popierających Łukaszenkę (1) oraz jeden kandydat opozycyjny. Zwykle tym ostatnim był średnio popularny polityk, którego obecność miała demonstrować wolny charakter wyborów z jednej, oraz dominację Łukaszenki z drugiej strony. Dodatkowym efektem tego zabiegu mogło być wywołanie konfliktów wśród dość niejednolitej politycznie opozycji oraz uaktywnienie się środowisk opozycyjnych, co chętnie wykorzystałyby służby specjalne. Zresztą dyktator nie miał czego się obawiać. Jego dominacja nie była aż tak rzekoma, jak o tym mówiła opozycja. Oczywiście nie posiadamy wiarygodnych wskaźników rzeczywistego poparcia dla Łukaszenki, ale mamy wyniki pierwszych i na razie ostatnich wolnych wyborów 1994 roku, gdzie obecny prezydent uzyskał w drugiej turze 80% głosów. Mamy też powyborcze ankiety i badania prowadzone przez opozycję w 2020 roku, które się zgadzają z nielicznymi opublikowanymi przez lokalne komisje niesfałszowanymi wynikami w okręgach – około 30% za Łukaszenkę (2). Tym samym raczej nie będzie błędnym założenie, że do 2020 roku dyktator rzeczywiście był liderem sympatii wyborczych i prawdopodobnie wygrywałby wybory bez fałszowania. Na to jednak nie pozwalała arogancja i chęć pokazania siły przejawiającej się w absolutnym, bezwględnym poparciu zdecydowanej większości, które widzimy w oficjalnych wynikach poprzednich wyborów prezydenckich.
W 2020 roku stara taktyka zawiodła. Łukaszenka nie docenił liczebności niezadowolonej młodzieży — pokolenia, które wychowało się nie znając innej władzy. Nie docenił zmęczenia ludzi w średnim wieku, tych wszystkich, którzy mieli już dość corocznych obiecanek podniesienia płac do 500$ (3) przy jednoczesnym upadku gospodarki. Nawet jeśli typowy scenariusz miał szansę powodzenia, to ostatecznie je zgubił podczas pandemii. Władza zignorowała zagrożenie, a Łukaszenka wygłosił swoje słynne „Tu nie ma żadnych wirusów, widzisz żeby coś latało? No ja też nie widzę!” (4).
Faktyczne protesty przeciwko władzy na przedwyborczych spotkaniach kandydatów opozycyjnych też nie były potraktowane przez Łukaszenkę poważnie. Ograniczył się do zatrzymania dwóch kandydatów, a żonę jednego z nich – Swiatłanę Cichanouską, dopuścił do wyborów. Dalsze wydarzenia są znane: ogłoszenie wygranej Łukaszenki, stłumienie największych w historii niepodległej Białorusi protestów, masowe represje.
Protesty, owszem, były szokiem dla społeczeństwa białoruskiego. Ale, o czym rzadko się mówi, były także szokiem dla reżimu.
Społeczeństwo białoruskie zmieniło się, wielka jego część w ogóle wyjechała z kraju, tworząc nową i na razie największą falę emigracji białoruskiej. A jak zmienił się reżim?
Cóż, władza na pewno zrozumiała, że dopuszczenie istnienia jakiejkolwiek działalności opozycyjnej czy nawet po prostu nie godzącej się z narracją łukaszenkowską, jest zagrożeniem. Do 2020 roku bez większych obawa można było używać symboliki opozycyjnej w postaci np. przypinek i wstążek. Od 2020 roku i masowych protestów a potem represji ludzi ostrożniej wybierają ubrania, unikając połączenia białego z czerwonym – kolorów opozycyjnych. Nie ma również mowy o jakichkolwiek masowych spotkaniach o charakterze nie pro-reżimowym, które miały miejsce do 2020 roku. Kiedy te same fakty przywoływałem znajomym Białorusinom, często mieli lekki dysonans, uświadamiając sobie jakie to były „liberalne” czasy w porównaniu z dzisiejszymi. W restauracjach mogły wisieć zakazane opozycyjne biało-czerwono-białe flagi i w tychże restauracjach wykonywano antyłukaszenkowskie piosenki.
Do życia Białorusinów weszły też masowe represje. Według raportów organizacji praw człowieka Viasna poczynając od 2020 roku białoruskie sądy zasądzają średnio 100 wyroków miesięcznie w politycznie motywowanych sprawach kryminalnych. Wiadomo, że reżim i wcześniej prześladował swoich przeciwników, z tą tylko różnicą, że było to prześladowanie liderów i aktywnych działaczy, a nie setek ludzi, uczestniczących w protestach albo wspomagających darowiznami opozycję lub od 2022 roku walczącą Ukrainę.
Władza zrozumiała, że straciła kontrolę nad społeczeństwem, odczuła po raz pierwszy mocne zagrożenie i stara się tą kontrolę ponownie ustanowić. To się przejawia nie tylko w fanatycznym prześladowaniu za niepoprawne kolory i histerycznym terroryzowaniu ludności, ale też w próbie zlikwidowania słabo sformalizowanego społeczeństwa obywatelskiego. Od 2021 roku likwidowano już lub jest w trakcie likwidacji 1189 organizacji niepaństwowych (5). Jest to największa kampania likwidacji NGOsów od początku rządów Łukaszenki. Wśród zamykanych organizacji znajdziemy kluby sportowe, klub amatorów sztuki współczesnej, białoruskie stowarzyszenie neurochirurgów. Większość likwidowanych organizacji nie ma zabarwienia politycznego. Nawiązując do omawianego w poprzednim artykule łukaszenkowskiego państwa-korporacji, możemy stwierdzić, że likwiduje się wszystko, co nie jest wprost kontrolowane przez machinę państwową. Wystraszona nieoczekiwanym wybuchem aktywności obywatelskiej władza dokłada teraz wszelkich starań, aby budować dla siebie totalne państwo, w którym nie tylko polityczna, ale dowolna działalność społeczna realizuje się przez państwo, albo nie istnieje.
Na uwagę zasługują też pojęcia ekstremizm i działalność ekstremistyczna. Ekstremiści są nowymi „wrogami ludu” i wielu więźniów politycznych jest oskarżona właśnie o działalność o charakterze ekstremistycznym. Najbardziej przydatne dla władzy pojęcie to okazało się, kiedy użyto go do zdelegalizowania niezależnych od państwa mediów. Dziś jednym wyrokiem sądu niepokorną grupę w mediach społecznościowych okrasza się mianem „organizacji ekstremistycznej” — przynależność do takiej organizacji może skutkować przynajmniej mandatem. To samo dotyczy dzielenia się informacjami z „ekstremistycznych źródeł".
Co ciekawe, wyżej opisana akcja przeciwko organizacjom pozarządowym i masowe represje wyprzedziły wyczyszczenie pola politycznego czyli zakaz funkcjonowania partii. Przyczyną takiej kontr-intuicyjnej kolejności działań prawdopodobnie jest to, że opozycyjne partie polityczne bez względu na swoje istnienie nie odegrały wielkiej roli w protestach, a liderzy protestów nie pochodzili z tych partii. A to z kolei ma źródło w braku władzy parlamentu i niewielkim zatem znaczeniu partii politycznych. Tak czy inaczej, władza w swojej paranoi dostrzegła zagrożenia i tu.
W 2023 roku partie polityczne były zobowiązane do ponownej rejestracji, w wyniku której zarejestrowane zostały tylko 4 z 15. Została również powołana do życia partia władzy, której w Białorusi wcześniej nie było — pro-reżimowa organizacja „Biała Ruś”, powstała jeszcze w 2007 roku. Wcześniej jej rola sprowadzała się do organizowania popierających Łukaszenkę imprez, współpracy z państwowymi związkami zawodowymi. Do swoich szeregów wchłaniała najbardziej ambitnych i aktywnych członków Białoruskiego Związku Młodzieży – łukaszenkowskiej młodzieżówki, do której wstąpienie często jest wymuszane pod groźbą zaniżenia ocen w szkole. Biała Ruś obecnie jest największą partię w parlamencie.
Władze przygotowały się również do kolejnych prezydenckich wyborów, wnosząc zmiany w kodeksie wyborczym (6). Rejestracja obserwatorów została utrudniona, a karty wyborczej nie można fotografować. Jak zatem kontrolować? Bardzo prosto — kabiny wyborcze będą otwarte z jednej strony, zapewniając wgląd podczas głosowania funkcjonariuszom komisji wyborczych i milicjantom.
Wymieniłem kluczowe zmiany, które doświadczyło białoruskie państwo od 2020 roku. To czemu mówię o nich jako o jakościowej zmianie samego reżimu? Jak już wspominałem na początku, reżim cały czas się dostosowuje do uwarunkowań, w których istnieje. W 2020 roku uwarunkowania się zmieniły, a konkretnie – Łukaszenka utracił poparcie społecznie i w związku z tym znalazł się w sytuacji dość niebezpiecznej. Nie można było dalej pozwalać na aktywność elementów anty-reżimowych (od liderów i organizacji do przeciętnych niezadowolonych obywateli). Okazało się, że wieloletnia w miarę „liberalna” postawa wobec opozycji była strzałem w kolano, pozwoliła na formowanie wielkich mediów opozycyjnych, obniżył się także strach przed przemocą państwową. Wcześniej taka aktywność tworzyła iluzję demokratyczności dla świata zewnętrznego, pochłaniała niezadowolenie społeczne, nie stwarzając zagrożenia, i wspomagała Łukaszenkę podczas negocjacji z Rosją. Zawsze mógł pokazać Putinowi, że to on, Łukaszenka jest najlepszą dla Rosji władzą na Białorusi, przynajmniej w porównaniu z widocznie pro-zachodnią i często otwarcie antyrosyjską alternatywą opozycyjną.
Teraz możemy z pewnością powiedzieć, że kampania likwidacji aktywnej opozycji skończyła się powodzeniem. Liderzy zostali albo uwięzieni, albo wyrzuceni za granicę, organizacje i partie zakazane, przeciętny niezadowolony obywatel boi się państwowego terroru. Nastąpiła całkowita zmiana postawy reżimu. Od spokojnego spoczywania na pasywnym poparciu większości, nie potrzebującego, ani surowych zakazów, ani masowej przemocy przeszedł do czegoś, co moglibyśmy nazwać otwartą terrorystyczną dyktaturą. Łukaszenka manifestuje: „czasem jest nie do prawa”, wcale nie starając się jakoś usprawiedliwić prawnie bezprawne działania władzy (7). Milicja wcale nie dąży do tajnego likwidowania ważnych wrogich jednostek, jak to było z politycznymi przeciwnikami Łukaszenki na przełomie wieków (8). Odwrotnie, po zatrzymaniu kolejnej ofiary publikuje się filmik, gdzie osoba przyznaje się do swoich „przestępstw”, prosi o wybaczenie i wzywa innych do zachowania się w sposób „poprawny”.
Uważam, że szczególnie ważne w tym wątku jest uwypuklić fakt, że te działania władzy jak widzimy są konsekwentną i logiczną reakcją na zagrożenie. Nie jest to szaleństwo czy wrodzone zło Łukaszenki, tylko świadomy i racjonalny wybór w celu utrzymania władzy. Piszę o tym dlatego, że coraz popularniejsze staje się teraz tłumaczenie polityki poprzez szaleństwo lub głupstwo rządzących przy jednoczesnym zasłanianiu obiektywnych czynników. To z kolei doprowadza do wiecznego szukania dobrych kandydatów zamiast szukania dobrego systemu.
Ale nie jest to jeszcze koniec, bo reżim nie zatrzymał się na likwidacji opozycji, tylko zaczął potrzebować od społeczeństwa aktywnego poparcia i włączania się w państwową machinę. Do tego odnosi się wspomniane przekształcenie Białej Rusi w partię polityczną. Masowa partia władzy może stać się kluczową instytucją dla skupienia lojalistów i dania im narzędzi do wspomagania istnienia reżimu. Wiadomo jaką ważną rolę odgrywała partia władzy w historycznych reżimach totalitarnych. Chyba nie jest w świetle tego przypadkiem, że w 2022 roku stanowisko zastępcy głowy administracji prezydenta otrzymał Maksim Jermołowicz, który zasłynął z wypowiedzi o potrzebie zbudowania na Białorusi państwa korporacyjnego (9). Takie budował Mussolini we Włoszech. Coraz częste stają się również akcje propagandowe skierowane do dzieci. Są to głównie lekcje prowadzone przez milicjantów.
Zmieniła się też propaganda. Do 2020 roku programy telewizyjne skupiały się na podkreśleniu i nagłaśnianiu białoruskich sukcesów, czasem krytykując opozycję, państwa zachodnie, a niekiedy też Rosję. Żeby pokazać, w co się zamieniła propaganda od roku 2020, wystarczy przywołać cytat Grigorija Azarionka, jednego z najbardziej znanych prowadzących w białoruskiej telewizji: „Tak, czuję ostrą nieprzyjaźń, przechodzącą w nienawiść i pogardę wobec grupy społecznej, którą można określić jako liberałowie, prozachodnicy, zdrajcy, dranie, bydło, szumowiny, wymioty narodu białoruskiego, kompletnie podłe potwory. Jestem gotów powtórzyć to przed jakimkolwiek sądem i rozpalać tą nienawiść na każdym bazarze.” (10) Zasłynął również z tego, że porównał Łukaszenkę z Bogiem (11).
W związku z kolejnymi wyborami prezydenckimi reżim wymusza na pracownikach przedsiębiorstw państwowych aktywnego uczestnictwa w akcjach poparcia Łukaszenki. Oczywiście takie akcje były organizowane i podczas poprzednich wyborów, ale takiej masowej skali jeszcze nie miały. Teraz już nie znajdziemy opozycjonisty wśród kandydatów. Najbardziej rzekomo opozycyjnym kandydatem jest Hanna Kanapacka. Wygłasza przemówienia w języku białoruskim zamiast rosyjskim, ostrożnie krytykuje rosyjskie wpływy na Białorusi i nawet popiera amnestię dla uczestników protestów 2020 roku, chociaż dla ich określenia nie używa słów „więzień polityczny”, a same protesty nazywa „kryzysem politycznym”. W latach wcześniejszych Kanapacka podtrzymywała kontakty z otwartą opozycją. Obecnie wprost nie wypowiada się przeciwko polityce Łukaszenki, a fakt, że była w latach 2016-2019 posłanką do parlamentu świadczy, że jest ściśle związana z reżimem.
Podsumowując, zmiany białoruskiego reżimu po 2020 roku nie są chwilowym zaostrzeniem. W ciągu 5 lat nie widzimy żadnych prób liberalizacji, tylko postępującą i świadomą faszyzację reżimu. Używam właśnie tego słowa, bo w zależności od tego jaką definicję faszyzmu wybierzemy, Białoruś albo już posiada wszystkie niezbędne cechy, albo aktywnie zbliża się ku temu. Długotrwałe skutki tego procesu są trudne do przewidzenia, przynajmniej z powodu wieku i stanu zdrowia Łukaszenki, ale na pewno nie będą to skutki pozytywne.
____________
Przypisy:
1. Zwykle to kandydaci od Komunistycznej Partii Białorusi i Liberalno-Demokratycznej Partii, które w parlamencie zawsze formalnie popierają prezydenta. Formalnie w tym zdaniu oznacza to, że faktycznie parlament białoruski jest pozbawiony realnej władzy i główną jego funkcją wydaje się być zatrudnienie jako posłów lojalnych funkcjonariuszy. Oczywiście nie ma w tych warunkach mowy o tym, żeby programy i hasła wymienionych partii odpowiadały ich nazwom.
2. Sprawozdanie platformy Gołos.
3. Ta obiecanka na Białorusi szybko stała się memem, przywoływanym podczas wygłaszania jakiejkolwiek niegodnej zaufania obietnicy.
4. Więcej: https://youtu.be/4IwEJPrPVp4
5. Lista likwidowanych NGOsów według Lawtrend.org, https://www.lawtrend.org/liquidation-nko
6. Ustawa o zmianach w kodeksie wyborczym RB.
7. Więcej: https://nashaniva.com/ru/258800
8. Więcej o tym można przeczytać tu https://www.rferl.org/a/Tenth_Anniversary_
Of_Belaruss_Disappeared/1824314.html
9. Źródło: https://planbmedia.io/down/korporaciya-belarus-u-chinovnikov-lukashenko-novyj-ideal-i-s-nim-est-problema.html
10. Więcej: https://news.zerkalo.io/life/37187.html
11. Więcej: https://planbmedia.io/down/korporaciya-belarus-u-chinovnikov-lukashenko-novyj-ideal-i-s-nim-est-problema.html