W dniach 14 - 30 czerwca Anna Dąbrowska, Prezeska Homo Faber, przebywa na wyjeździe studyjnym w USA organizowanym przez Departament Stanu w ramach International Visitor Leadership Program.
Visitor Leadership Program jest najstarszym programem (działa od 1940 roku) wspierającym wymiany profesjonalistów. Ta poświęcona jest wzmacnianiu organizacji pracujących z migrantami i uchodźcami w Polsce.
Plan pobytu zakłada wizyty w 4 miastach:
Subiektywne refleksje z wizyty.
1. Eksterytorialność procedur
Co roku rząd Stanów Zjednoczonych określa ilość możliwych do przyznania statusów uchodźców w ramach relokacji (w tym roku jest to 125 000) oraz priorytetowe grupy - kto konkretnie może aplikować.
Cała procedura odbywa się eksterytorialnie — poza granicami USA.
Programem do spraw uchodźców zajmuje się Urząd Imigracyjny – Department of Homeland Security, United States Citizenship and Immigration Services (USCIS). Osoby chcące ubiegać się o status w Stanach Zjednoczonych w ramach programu relokacji, muszą oczywiście spełnić przesłanki definicyjne oraz złożyć wniosek. Procedura obejmuje przesłuchania, badania lekarskie, sprawdzenie historii danej osoby pod kątem kryminalnym. Osoba ta powinna udowodnić, że nie zdołała się osiedlić w kraju obecnego przebywania, a także, że należy do jednej z grup postrzeganych przez rząd USA jako priorytetowe. Dotarcie do miejsca złożenia wniosku także jest po jej stronie.
Do czasu jego rozpatrzenia, osoba nie ma prawa wjazdu na teren USA. Ile to trwa? Nawet kilka lat.
Oddzielną grupę stanowią osoby ze statusem azylanta. O azyl może ubiegać się osoba fizycznie przebywająca na terenie USA. Jej procedura przebiega sprawniej, a szanse są większe także dlatego, że aplikując o wizę, przeszła częściową weryfikację.
Obecnie największą grupę uchodźców w USA stanowią osoby z Afganistanu (ok. 90 000) ewakuowane w 2021 roku oraz później z innych państw. Ważne, dla osób uciekających z Ukrainy wdrożono nieco inny system, o którym jeszcze wspomnę, choć opiera się on na podobnym mechanizmie.
Szacuje się, że obecnie w USA żyje około 11 milionów ludzi o nieudokumentowanym pobycie.
Państwo z dwoma granicami, z których tylko jedna „generuje” ruch uchodźczy, a które angażuje się militarnie daleko poza swoim terytorium, wykorzystuje mechanizm relokacji jako część swojej odpowiedzialności. Łatwo jednak zauważyć, jak niewielkich liczb on dotyczy i jak w znikomym stopniu jest to mechanizm solidarnościowy.
Słuchając o relokacjach i ich eksterytorialnym charakterze, dość mocno brzmiały mi w uszach tezy z Paktu o Azylu i Migracji Unii Europejskiej. Wdrożenie systemu eksterytorialnego, pozaganicznego i dla nas staje się faktem, choć wciąż słabo opisanym i sprecyzowanym prawnie.
Przegłosowany Pakt zakłada aplikowanie o status i oczekiwanie na decyzję poza terytorium UE. Jak wykazywały organizacje prawo człowiecze, taki system implikuje wiele zagrożeń dla osób uciekających, w tym brak dostępu do poradnictwa prawnego i psychologicznego, brak ścieżki odwoławczej i wszelkie inne możliwe nadużycia generowane przez system potężnej zależności. Trudniej go zewnętrznie monitorować i trudniej zgłaszać nadużycia, zwłaszcza osobom w drodze. A schodząc na poziom już zupełnie roboczy, wyobrażenie sobie miejsc oczekiwania w krajach graniczących z Unią, rodzi kolejne potężne obawy. Pisałam o nich wielokrotnie.
2. Zorganizowaliśmy się!
Imponująca jest ilość organizacji społecznych, oddolnych inicjatyw sąsiedzkich skupiających ludzi wokół działań także na rzecz migrantów i uchodźców. Bez nich nowi mieszkańcy często pozostaliby bez żadnego wsparcia. To one organizują pomoc adaptacyjną, naukę języka, pomoc w szukaniu zatrudnienia, a niejednokrotnie także pomoc rzeczową (garnki, pościel, ubrania, buty etc.).
Pieniądze na działania pochodzą z różnych źródeł, od pieniędzy federalnych (za pośrednictwem wielkich organizacji np. UNHCR czy IOM, które zawierają partnerstwa lokalne na wsparcie uchodźców), przez biznes aż po prywatnych donorów. I tak, zwykli ludzie przekazują organizacjom lokalnym kasę. Systemowo i stale, w postaci co miesięcznych przelewów. To powszechna i oczywista praktyka.
Ważnym pozostaje pytanie o strategię i rozwiązania długoterminowe, rolę lokalnej władzy i fundusze wdrożeniowe.
Większość wolontariuszy/ek stanowią, zupełnie inaczej niż w Polsce, osoby dorosłe, często będące już na emeryturze, także te o ogromnym doświadczeniu (emerytowani prawnicy, sędziowie, nauczyciele). Częścią oddolnych działań jest system sponsoringu, o którym napiszę nieco szerzej za dwa tygodnie.
Oczywiście powstaje pytanie, czy zupełna nieobecność państwa w wymiarze federalnym służy samym uchodźcom? Czy potężne rozbieżności między lokalnymi stanowymi strategiami i brak lojalności stanów wobec siebie sprzyja tworzeniu wydolnych odpowiedzi? I czy ludzie „na dole” powinni być odpowiedzialni w tak dużym stopniu za jakość życia nowoprzybyłych? Bo co jeśli tam nikogo nie ma? Albo nie ma wiedzy, kompetencji, umiejętności, strategii na przyszłość? Ewaluacji i uczenia się z dobrych praktyk?
3. „Oni muszą pójść do pracy najszybciej jak się da”. Usamodzielnienie się
4. „Jesteśmy też dla tych, którzy są poza systemem”. Seattle i plan strategiczny
Integracja w USA nie jest w żadnym razie programowana na poziomie federalnym. Istnienie programów, strategii czy określonych działań wspierających nowoprzybyłych jest osobną polityką każdego ze stanów. Może, ale nie musi istnieć. Może, ale nie musi być finansowana.
5. „Moja matka chodziła do segregowanych szkół i nigdy nie głosowała”. Litygacja strategiczna i prawa społeczności latynoskiej.
MALDEF (Mexican American Legal Defense and Educational Fund) została założona w 1968 roku w San Antonio (Teksas) przez adwokata Jacka Greenberga (związanego wcześniej z NAACP), aby przeciwdziałać dyskryminacji, zwiększać udział Latynosów w procesach politycznych, zwalczać rasistowskie działania organów ścigania i sądów.
Przypomnijmy, były to czasy, kiedy prawo stanowe dotyczące edukacji zabraniało uczniom mówienia w szkole po hiszpańsku a latynoskim dzieciom w ramach kary myto usta mydłem.
Dziś MALDEF skupia się na litygacji strategicznej wybierając sprawy mające szansę stać się przełomowymi i zmieniać orzeczeniami sądów praktyki prawne wobec społeczności latynoskiej. Są to głównie sprawy z zakresu dostępu do edukacji, dyskryminacji w zatrudnieniu, nierówności w dostępie do prawa wyborczego oraz do sądu, a także przeciwdziałanie rasizmowi.
Nasza rozmowa z przedstawicielkami MALDEF dość szybko zeszła na sytuację osób przekraczających południową granicę Stanów Zjednoczonych z Meksykiem. Prawnicy z MALDEF próbują bowiem nie dopuścić do przyjęcia przez władze stanowe regulacji kryminalizujących pomoc niesioną przez aktywistów dla osób w drodze.
Największą grupą aplikująca na granicy o status uchodźcy są teraz Wenezuelczycy. Ich droga do granicy wiedzie przez dżunglę i pustynię tysiące kilometrów i jest kontrolowana przez brutalne kartele zajmujące się przemytem ludzi, handlem kobietami i dziećmi, pobieraniem narządów. System graniczny jest permanentnie zatkany - za mało kasy, za mało pracowników, zbyt długie procedury… Wszystko to brzmi znajomo, swojsko wręcz.
Pytani o mur na granicy eksperci jasno przyznają, że to ziemia najpierw Teksasu a dopiero potem Stanów Zjednoczonych. Słowem - Teksas decyduje.
Jak przyznała podczas spotkania jedna z adwokatek, której rodzina od zawsze mieszka na tej ziemi, jest pierwszym pokoleniem, które otrzymało prawo głosu w wyborach i pierwszym, które skończyło wyższą edukację. Segregacja uczniów nie istnieje jedynie na papierze, w rzeczywistości ma się świetnie. A ja dodam, że nie tylko w Teksasie i nie tylko w USA, zaczyna mieć się świetnie także w Polsce.