[Anna Dąbrowska:] Wyrwane krzesełko na stadionie martwi nas zwykle bardziej niż nienawistne hasła, okrzyki i obrazki „niewinnie” pokazywane na trybunach, wyśpiewywane w rytmie stadionowych przyśpiewek i multiplikowane na koszulkach. Opatrzone komentarzem, że „to tylko kibicie” i „wiadomo, jacy oni są” nie tylko tłumaczą nienawiść i dają jej prawo do istnienia, ale normalizują przemoc.
Wyrwane krzesełko ma cenę. Szybko można obliczyć straty, a za pomocą monitoringu ukarać wandali. Kluby, dofinansowywane z pieniędzy publicznych zwykle dość szybko kupują nowe siedziska. Show must go on!
Jaką cenę ma wandalizm społeczny niszczący poczucie bezpieczeństwa, siejący nienawiść daleko poza ludzi stłoczonych nad wypielęgnowana murawą? Jak obliczyć straty wywołane z jednej strony skrajną nienawiścią do innych (tym razem są to uchodźcy), a z drugiej kompletnym poczuciem bezkarności (bo to przecież nie pierwszy raz)? Ile kosztuje nasz wszystkich „kibicowski wybryk”?
Jesteś w błędzie, jeśli myślisz, że nic.
To ma swoją cenę. I my ją płacimy. Ja, i pan, i pani, ty też. Koszty nienawiści są potężne. Można je obliczyć ilością wybitych zębów, zaleczonych depresji i stanów lękowych w tym i kolejnym pokoleniu, ale można też przychodem z inwestycji, międzynarodowych kontraktów, można obliczyć ją atrakcyjnością turystyczną i miliardami z odwiedzin danego miasta… Widać ją w bilansach PKB.
W komentarzach po haniebnym i o wysokiej szkodliwości społecznej czynie kibiców Legii Warszawa (nie będę replikowała tego zła) przebija troska o sport - że przestrzeń ludzkiej aktywności sportowej powinna być wolna od uprzedzeń i szerzenia nienawiści. Wskazuje się na międzynarodową drużynę olimpijską uchodźców, która lada chwila będzie wespół z innymi sportowcami i sportowczyniami rywalizować w Paryżu.
Wiemy też jednocześnie, że sport to polityka, wielka kasa, brak równości, dyskryminujące praktyki i przemoc. Tym wszystkim jest zawodowy sport. Naiwnością byłoby widzieć go jedynie jako wspaniały spektakl potencjału ludzkiego ciała. Wielkim pytaniem jest, jak przywrócić mu rolę niespektaklową, nie-wojenną, nie-przemocową, a jednoczącą i budującą wspólnotowość, otwartą dla wszystkich. Jak sprawić, aby na stadionach naszych miast mogli razem kibicować ludzie, których łączy miłość do piłki, a nie nienawiść do obcego (który zwykle bywa osobą mieszkającą w innym mieście)? Jak to zrobić, żeby piłka nożna była o piłce nożnej?
Bo jeśli mamy na to dalej płacić podatki, to może warto nas zapytać, czy chcemy?